i wyszedł mu Nocny Jastrząb. Całkiem niezle mu wyszedł. Film z 81', w ktorym wciąż czuć klimat lat 70'. Film moze nieco nierówny,ale ciekawy,fajne wystylizowany,do obejrzenia. Jedyne co mi mocniej zgrzytalo to dorabianie na siłę głębi psychologicznej postaci Sylwka,scena odprawy (kiedy siedzi w tym gustownym czerwonym sweterku) i mówi,ze nie bedzie zabijal,bo tak nie wypada (oczywiście parafrazując) Ale to drobiazg. Po za tym jest fajnie,Stallone naprawdę dobrze gra i jest dobrym aktorskim partnerem dla zawsze niezawodnego Rutgera Hauera.
Tak, film ma fajny klimat, styl taki retro, który z czasem tylko zyskał na jakości. Reszta to jednak badziewie straszne. Film jest na początku uroczo nieporadny, by później się zrobić irytująco nieporadny. Pełno błędów logicznych w fabule, pełno głupot, te wykłady na temat tego bezwzględnego działania to najgłupsze, co mogło być. No i ci terroryści, co ot tak sobie wchodzą wszędzie i robią co chcą, się wręcz teleportują, na końcu nawet z zakładnikami, a do tego obrażają się o nic, ale to było beznadziejne.
Stallone nic nie połączył, bo on filmu nie reżyserował, ani scenariusza nie pisał ;)
Stallone był już wtedy gwiazdą i mógł robić,co chciał, na czele z kreowaniem bohaterów,ktorych grał,a więc również ingerowaniem w scenariusz (o reżyserii nie wspominając:)
True, ale to domysły. Dopóki jego nazwiska nie ma w creditsach nie wiadomo co robił, a co nie ;)