"Truposz" bez wątpienia jest filmem niezwykle oryginalnym. Samo nazwisko Jima Jarmuscha napełniło mnie sporymi oczekiwaniami, którym produkcja ta sprostała, a nawet je przerosła. Druga połowa
"Truposz" bez wątpienia jest filmem niezwykle oryginalnym. Samo nazwisko Jima Jarmuscha napełniło mnie sporymi oczekiwaniami, którym produkcja ta sprostała, a nawet je przerosła.
Druga połowa dziewiętnastego wieku. Niejaki William Blake z radością pędzi na Dziki Zachód w poszukiwaniu zarobku i domu. Gdy dociera na miejsce, tamtejsza rzeczywistość okazuje się nie taka różowa, jakby się spodziewał. Nie dość, że nie znajduje upragnionego źródła utrzymania, to w wyniku niezręcznego incydentu zostaje wpleciony w morderstwo. Zagubiony i ranny napotyka na swej drodze ekscentrycznego Indianina imieniem Nobody, z którym wyrusza w długą podróż bez konkretnego celu.
Zacznę od tego, że film ten można traktować dwojako - jako zlepek ładnie nakręconych scen z mocnym klimatem lub jako film psychologiczny opowiadający o negatywnym wpływie otaczającego nas świata, okrucieństwie ludzkim i demoralizacji. Niewątpliwym atutem tej produkcji jest jej subtelność. Twórcy zawartej w niej symboliki nie podają jej widzowi w sposób nachalny i nie narzucają konkretnego przekazu, dając tym samym duże pole do własnej interpretacji. Jeśli zaś chodzi o stronę audio-wizualną, to w tym przypadku film rządzi się własną, urokliwą estetyką. Czarno-białe zdjęcia wprowadzają w nastrój błogiej melancholii, a psychodeliczna muzyka Neila Younga tylko potęguje to wrażenie. Jak już wcześniej napisałem, "Truposzowi" nie można odmówić niesamowitego klimatu. Nad filmem unosi się iście poetycki duch. Warto też wspomnieć coś o warstwie aktorskiej. W roli głównej ujrzymy bowiem sławnego aktora, jakim jest Johnny Depp. Moim zdaniem ze swego zadania wywiązał się znakomicie i podołał udźwignięciu ogromu tej produkcji. Jeśli zaś chodzi o resztę obsady, to ona również nie zawodzi. Każdy aktor nawet z najmniejszego epizodu stara się wycisnąć jak najwięcej.
Uważam "Truposza" za awangardę w stanie czystym. Produkcja urzeka pod względem estetycznym mimo tego, że nie korzysta właściwie z dobrodziejstw współczesnej techniki. Przepełniona symboliką, lekka i ulotna. Mówiąc krótko, polecam w szczególności entuzjastom twórczości autora "Mystery Train". Miłośnicy klasycznych westernów z bohaterami bez skazy zapewne spotkają się z niemałym rozczarowaniem, gdyż Dziki Zachód w tym filmie jest jedynie pretekstem do pokazania szeregu groteskowych scen.